niedziela, 30 listopada 2014

Depresja comeback

Depresja jest właśnie wtedy kiedy niby wszystko jest dobrze, a wcale nie jest dobrze.
Depresja jest wtedy kiedy właściwie pierwszy raz w życiu mogę powiedzieć, że mi się powodzi finansowo, kiedy ja i wszyscy, na których mi zależy są zdrowi, nie mam Wielkich Problemów, a nawet gdybym miała to jest przy mnie wspaniała osoba, na której zawsze mogę polegać, a mimo to mam ochotę zagrzebać się gdzieś w ciemnym kącie i nie wychodzić z niego do... właściwie wcale nie wychodzić.
Depresja jest wtedy kiedy jeszcze zanim się położę boję się już tego, że muszę wstać i z uśmiechem przyklejonym do ust i sercem ściśniętym ze strachu przed nie wiadomo czym trzeba przeżyć kolejny dzień.
To właśnie ten stan kiedy sama siebie uspokajam myślą, że jeśli nie dam rady żyć to zawsze pozostaje opcja B. Tylko, że nie mogłabym tego zrobić temu, którego kocham najbardziej...

niedziela, 2 listopada 2014

Tokofobia

Pewnie to nie rzadkość, że u osób z depresją w parze idą też inne zaburzenia. U mnie chyba to jest samodzielnie zdiagnozowana tokofobia.
Czuję się jak jedyna świadoma osoba na świecie, która krzyczy "król jest nagi!", a nikt tego wołania nie słyszy.
Ja lubię dzieci, lubię z nimi rozmawiać, bawić się z nimi, przytulać,ale myśl o ciąży, porodzie i połogu sprawia, że z przerażenia zbiera mnie na wymioty.
Kochany chce mieć dzieci, a ja czasem przed zaśnięciem modlę się o to, żeby nigdy nie zajść w ciążę, nie cierpieć, nie znosić tych upokorzeń.
Wystarczy, że czytam o tych dziwnych rzeczach, które z kobiety wypadają po porodzie i lecą mi po twarzy łzy jak grochy.
To niesprawiedliwe, że ktoś, kto mnie kocha chce równocześnie mojego cierpienia. Nie potrafię tego pojąć, choć próbuję.
Moje ciało będzie zdeformowane- najpierw w ciąży, później po. Przeżyję ból nie do opisania, a potem będę cierpiała dalej, bo o tym jak wygląda połóg to już mniej się mówi. Z moim poczuciem własnej wartości i milionem kompleksów będę wstydziła się wyjść do ludzi. Z brzuchem po kolana i mlekiem kapiącym z czym, co kiedyś było moimi fajnymi piersiami.
Czy kobieta po wypełnieniu swojego życiowego zadania jeszcze się w ogóle dla kogoś liczy? Czy będę jeszcze dla kogoś ważna?
Czy naprawdę przyjdzie taki czas, że mój zegar biologiczny zacznie tykać i nagle przestanę o tym wszystkim myśleć i zacznę pragnąć własnego upodlenia?
Wyobrażenie o tym, że macierzyństwo jest do dupy pewnie też wyniosłam z domu, że zawsze na wszystko brakowało i mama musiała się dla nas poświęcać, żebyśmy nie chodzili z gołymi tyłkami. Dlatego też pewnie widzę oczyma wyobraźni, że nigdy już nic sobie nie kupię, że nie pójdę do kina (za co i kiedy?), już o wakacjach nie wspomnę.
A Kochany to tak niby próbuje zrozumieć, ale nie wiem czy chociaż w odrobinę moich uczuć jest w stanie się wczuć. Chyba nie do końca skoro jest pewny posiadania dziecka, a co za tym idzie woli poświęcić moje dobro.
To takie okropne, takie upokarzające, bolesne, wstrętne, podłe!