poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Tak trudno powiedzieć

O mojej depresji przez długi czas wiedziała tylko mama. Prawdopodobnie nawet ją trzymałabym z boku swoich przeżyć, gdyby nie fakt, że w trakcie rozpoczęcia leczenia byłam jeszcze niepełnoletnia i potrzebowałam zgody rodzica. Mama na początku pewnie też nie do końca mi wierzyła, że można chorować na smutek, ale potem, widząc jak cierpię, myślę, że uwierzyła.
Trochę się wstydziłam, a trochę nie chciałam po prostu o tym mówić jako rzeczy zbyt intymnej, więc udało mi się przebujać nikomu nie mówiąc przez liceum, studia i okres obecny. Jedna rzecz tylko się zmieniła, że pojawił się w moim życiu ktoś Kochany. Teoretycznie, owszem, mogłabym przed nim to ukrywać może i do końca życia, ale jestem z tych dziwnych osób, które kac moralny by zadręczył. Bałam się tej rozmowy. Lektura internetu akurat mi nie pomogła  w nabraniu odwagi;) Ale przyszedł akurat moment kiedy poczułam się bardziej niż zwykle zdeterminowana, on zresztą też by dowiedzieć się co mnie dręczy. Ujmując to nieco ckliwie poczułam jak taki maleńki, może nawet średni kamień spada mi z serca. Ulga, że to powiedziałam.
Kochany stanął na wysokości zadania, rzeczowo porozmawialiśmy jak to wygląda, co biorę, ile to trwa. I tyle. Właściwie nic ta rozmowa nie zmieniła między nami, poza tym, że dostał w darze moje stuprocentowe zaufanie.

2 komentarze: